sobota, 6 listopada 2021

Karafuu Beach Resort & SPA - Zanzibar

      Nadszedł czas na wpis w którym opiszę Wam atrakcje mojego hotelu - albo resortu jeśli ktoś tę nazwę woli ;) Niewątpliwie największą jest bliska odległość do kultowej  THE ROCK , którą jestem zachwycony i poświęciłem tej restauracji mój pierwszy wpis. Nie licząc oczywiście tego ogólnego opisującego cały urlop -  KLIK KLIK   

     Zasadniczo to zbyt wiele tutaj nie muszę pisać.  KARAFUU BEACH RESORT & SPA , bo tak brzmi pełna nazwa obiektu (po polsku "goździki"), zlokalizowany jest w Pingwe nad samym brzegiem lazurowego oceanu z delikatnym białym piaskiem na plaży. Piasku na tyle jasnego, że w ciągu dnia (max do 14:00 co ciekawe) razi w oczy odbijając światło słoneczne. Przewalający się razem z falami tworzył zazwyczaj swego rodzaju nieprzezroczystą mieszaninę - o czym zresztą przekonacie się poniżej, gdy moją córkę dopadną lokalne dzieci. Cały teren jest bardzo zielony i jeśli ktoś lubi badylki to na pewno zachwyci się różnorodnością roślin - i kolorami kwiatów. 

Zaczynamy! Tutaj mieszkaliśmy - to wejście do naszego "pokoju":

Muszelka z numerem od początku kojarzyła mi się z czymś innym - ale miała być ozdobna ;)
Od tyłu mieliśmy taras - legowisko z prawej często oblegałem, bo tylko rankiem było oświetlone:
A widoki z niego były takie:
Intrygującym elementem tutejszych budowli były konstrukcje drewniane - jak choćby dach nad nami. Oczywiście zabezpieczony siatką przed ptactwem:
Ruszamy w plener:
Tuż obok nas był jeden z trzech basenów:
We wrześniu, podczas naszego pobytu, nie mieliśmy problemu z zajęciem sobie miejsca przy basenie...
...albo na leżaku:
Była też możliwość opalenia się w paski:
Łazimy dalej:
I odnajdujemy domek, który byłby lepszy od naszego:
Choć z drugiej strony obecność sprzedawców na plaży mogła nieco psuć widoki - tudzież spadające kokosy ;)
Owi sprzedawcy, w strojach masajów, namówią Cię na wycieczkę, na rejs, na masaż, na warkoczyki, na wszystko. Atakują najczęściej w pierwszy dzień - w kolejnych już wiedzą, że nie mają zbytnio szans ;)
Widok w kierunku południowym jest taki:
Na horyzoncie majaczy konstrukcja, a jakże, drewniana:
Tymczasem Justynę oblegli Ahmed i Ali - jak się później okaże to chyba słynne duety, bo podczas wycieczki na  FARMĘ PRZYPRAW  też spotkamy się z duetem Ahmed&Ali. Fajnie się z nimi gadało - potem dołączył Julio, który narzekał na nich i oferował droższe wycieczki. Chyba brał na litość, bo zwierzył się, że oszukali go na kasę. Ogólnie nie jest łatwo się od nich uwolnić - aczkolwiek, co ważne, na teren hotelu nigdy nie wchodzą. Ustaliliśmy wspólnie, że są naszymi najlepszymi przyjaciółmi i dzięki temu inni dali nam spokój :) 
Kurs takimi łódkami do kupienia o każdej porze - nawet gdy chcesz na wschód Słońca wypłynąć:
Zwiedzamy dalej:
W kierunku północnym mieliśmy takie klify:
Z jednego kapała woda - potem okazało się, że akurat w tym miejscu jest tutejsze spa. To na bank te olejki eteryczne ;) 
Urok klifów jest niepodważalny:
Jest i spa:
Były kraby:
I muszelki wszelakie:
Na terenie naszego obiektu można było potrenować nurkowanie z akwalungiem - na basenie, a potem w morzu...
...w którym musisz uważać gdzie zostawiasz łódź podczas odpływu ;) 
Oczywiście chętni do pomocy tylko czekają na monetę ;) 
Główny basen - tutaj, o dziwo, również były luzy. A woda w nim była słona:
Nie, to nie Justyna ;) 
Leżąc na leżaku znowu zaintrygowała mnie...
...konstrukcja drewniana:
Drinki zamówiliśmy dwa różne - przyniesiono takie same:
Tutejsi Masajowie "atakowali" maksymalnie do południa - tyle dobrego ;) 
Kilka luźnych widoków:
Obowiązkowy bar przy basenie:
Kolor wody był oszałamiający! Przez drobinki piasku podrywane z dna morskiego nie wydawała się tak przejrzysta jak w  MORZU CZERWONYM  - ale czyściutka bezdyskusyjnie była:
Resort był pilnowany również od strony plaży - nie bez powodu "panopek" z prawej:
Gereza czerwona, bo tak zwie się ten gatunek małp, występuje tylko tutaj. Endemiczny gatunek zamieszkuje tylko Zanzibar - konkretnie to Jozani Forest. A kilka sztuk polubiło nasz hotel:
Nasze spa - tutaj oddaliśmy się dwukrotnie masażom. Polecam relaksacyjny - przy sportowym masażystka próbowała wetknąć mi piętę pomiędzy...pośladki! Co gorsza, moją własną piętę! Wyszliśmy wypilingowani drobinkami kawy i przez dwa kolejne tygodnie stopy moje gubiły stary naskórek. Również polecam - jeszcze nigdy nie miałem tak delikatnej skóry na stopach, a zwłaszcza na piętach. Raz na 50 lat należy to zrobić ;) 
W cenie tych zabiegów jest darmowy dostęp do tutejszego jacuzzi - i nie tyle te bąbelki są atrakcyjne co widok z tego wzgórza:
Ale najpierw widoki z wnętrza... 
I pierwsze "fejs-tu-fejs" z gerezą:
Dalej podziwiamy wnętrza - zrelaksowani już :)
Potem ponownie nawiązujemy kontakt (wzrokowy) z małpą:
Podziwiamy widok ze wzgórza:
I ruszamy na kolejny spacer po terenie:
O dziwo nie było tutaj dużo kotów:
Z racji, że dzień tutaj trwa ok. 12 godzin - od 6:00 do 18:00 to długie cienie spotykamy już po 17:00:
I, jak wspominałem w innym wpisie, złote godziny dla fotografów są tutaj wyjątkowo krótkie:
Na wprost naszego obiektu wylano betonową ścieżkę w głąb oceanu - można było pomyśleć, że służy do nauki chodzenia po wodzie. Nic bardziej mylnego. Przy odpływie będzie można wygodnie odejść od hotelu na taką odległość, że aż zniknie lokalne wifi ;) 
Nasz "biznesowy fumfel" Ali podał Justynie jeżowca - trochę ich tam było. Ile to zobaczymy we wpisie poświęconym wschodom Słońca - bo na prawie każdym byłem obecny :) 
Ooooo - tu nieco miękkiego światła zaraz po wschodzie Słońca właśnie:
I już go brak - nieco badylków za to pokażę Wam:
A to brama wjazdowa do naszego resortu - z samiuśkiego rana fotografowana:
Tutejsze taksówki czekają na klienta chyba całodobowo:
Przed porannym śniadaniowym atakiem sfociłem nieco naszą główną restaruację:
Tak, tak - tutaj nie karmimy małp:
Różnorodność, świeżość, smak i miła obsługa - to mogę napisać!
I znowu mnie te drewniane konstrukcje nad głową zajęły ;)
To już na holu głównym:
Badylkowy przerywnik:
Ponownie nasz basen:
I ponownie brama wjazdowa - oczywiście pilnowana całodobowo:
Na przeciwko kilka sklepików - o nich będzie później...
...bo wracamy do spa - i widoków ze wzgórza:
Nawet tych odległych - w linii prostej 2,5 kilometra:
Połowę z tej odległości dzieliło nas od  THE ROCK
Do której zresztą spacerowaliśmy - mijając m.in. takie typowe łodzie zwane ngalawa:
I podczas jednego z takich spacerów napotkaliśmy grupkę dzieci...
...dla których białoskóra Justyna okazała się niebywałą atrakcją :) 
Ja, po zdemaskowaniu, zostałem uznany za Jej...męża :)
Przy okazji tej burzliwej konwersacji idealnie widać jaka potrafi być woda ze wzburzonym piaskiem:
W Polsce jesień za pasem. I spadające liście. Tutaj spadały kokosy:
Podobno więcej ludzi ginie od uderzeń kokosa niż od bycia posiłkiem dla rekinów. Ja uważałem ;) 
Basen, basenem - ale wodę nam z oceanu wypuścili ;) 
I tu pole do popisu dla miejscowych - chodzą i wybierają z dna wszystko co się rusza:
Ujął mnie ten dzieciaczek:
I ponownie widoki ze wzgórza spa - restauracyjne:
Morskie:
I bąbelkowe:
Oraz inne:
Sobie też fotki zrobiliśmy:
Na terenie mieliśmy jeszcze taką restaurację:
I taki browar - mi najbardziej podpasował:
Na warkoczyki nie daliśmy się namówić:
Ale leżeć lubiliśmy:
Jaszczurek nieco było - te małe niezbyt inteligentne, bo dały się stosunkowo łatwo fotografować. Te większe były mądrzejsze - nigdy nie wychodziły, gdy miałem przy sobie aparat fotograficzny. Tak było, nie kłamię... ;) 
Gereza czerwona w sumie też niezbyt chętna była do fotografowania - nieco się za nią nachodziłem:
A to już atrakcja w wiosce masajskiej na terenie resortu - dwie kolacje w tygodniu były podawane tutaj:
Fajne, klimatyczne miejsce z ogniskiem i gwiazdami na niebie :)
Masajowie tutaj handlowali - i ceny były nieporównywalnie lepsze niż na plaży:
No wiem, ognisko niezbyt wielkie ;) 
Małych zakupów dokonaliśmy :)
A to już nocna wizyta na naszym basenie...
...podczas pełni Księżyca:
Poniżej dowód na inteligencję jaszczurek - mała:
Większa - sprytniejsza i dobra obserwatorka. Gdy miałem aparat foto - nie pokazywała się. Gdy komórkę to i owszem ;)
Ostatniego dnia ranek płakał nad naszym odjazdem - badylki nieco kropli wody dostały:
Kilka ostatnich fot:
Pożegnanie z małpą ;)
I z pokoikiem ;) 
I teraz widzę, że tzw. wioskę Masajów nie odhaczyłem fotograficznie - wraz z klimatycznym basenem i małą pizzerią. To już któreś z kolei odkrycie prowokujące mnie do powrotu...

                                                  ZANZIBAR 2021 - PODSUMOWANIE


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za każdy komentarz :)
Moderowanie komentarzy jest włączone. Wszystkie komentarze muszą zostać przeze mnie zatwierdzone.
Jeśli nie masz konta Google - skorzystaj z opcji Anonimowy.