Nazwy hotelu...nie pamiętam. Ale widok z jego dachu w kierunku lądu był taki :
A w kierunku oceanu nocą był taki :
Posiłki jadaliśmy na ostatnim piętrze - z widokiem na Atlantyk. Po wpadce z nieciekawą kolacją (jakieś śmierdzące niby-gołąbki) zdecydowaliśmy z kolegą , że rano sobie wszystko odbijemy. Jedliśmy blisko 2 godziny...
Potem ruszyliśmy na plażę - zdradliwy wiatr powodował , że nie odczuwało się palącego słońca...
Pomimo tego , że woda była potwornie zimna kąpieli w oceanie nie mogłem sobie odmówić...
Podobnie jak zdjęcia takiego paskudztwa ;)
Jakoś na ladzie w sklepie wygląda to ciekawiej :
Nieliczne skałki na plaży miały na sobie takie muszelki :
Resztę dnia spędziliśmy przy hotelowym basenie - skacząc do wody...
I pływając leniwie...
Z tego dnia płynie nauka jedna - nie dajcie się omamić chłodnym wiatrem w słoneczny dzień. Opalałem sobie wtedy nogi leżąc pod parasolem - okolicę kostek spaliłem tak bardzo , że zapamiętam to chyba do końca życia...
Pozostało nam zwiedzanie stolicy Portugalii - Lizbony - ale o tym wkrótce :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za każdy komentarz :)
Moderowanie komentarzy jest włączone. Wszystkie komentarze muszą zostać przeze mnie zatwierdzone.
Jeśli nie masz konta Google - skorzystaj z opcji Anonimowy.