Naprawiam mój błąd z poprzedniego wpisu ( THE ROCK RESTAURANT ) i nadrabiam temat dotarcia na ZANZIBAR
Startujemy w godzinach rannych z warszawskiego Okęcia - fotografowanie przez szybę to nie jest to co lubię robić ;)
Podpatruję Dreamlinera:I inne:
To flota rządowa pewnie - znawcy pewnie mi podpowiedzą :)
A to kadry z przelotu - początkowo nad Ukrainą, Bułgarią, Turcją, Cyprem...
...w końcu nad EGIPTEM ...
...i MORZEM CZERWONYM
Dziwnie okazało się, że foty z komórki córki są lepsze niż moje aparatowe:
Schodzimy do lądowania (na tankowanie) w HURGADZIE
Wysunięte klapy na skrzydłach oznaczają zwiększenie powierzchni nośnej skrzydeł - czyli normalnie pisząc - podejście do lądowania:
Po godzinnym postoju, startujemy w dalszą podróż (łącznie 10 godzin) - przelatujemy nad Etiopią i Kenią, by w końcu po zachodzie Słońca wylądować na Zanzibarze. Tutaj na lotnisku spokojnie, bez oszalałych tłumów, kolejkę do odprawy stworzyliśmy sami, a że procedury obecnie upierdliwe to nieco czasu nam zeszło. Ale, że to początek urlopu i bezmaskowego szaleństwa covidowego to zachowaliśmy spokój i rozluźnienie - w każdym razie nie było oczekiwania na walizki, bo to one czekały na nas :)
Z nocnego lotu powrotnego mam tylko zdjęcia z lotniska im. Abeid Amani Karume International Airport na Zanzibarze - zszokowało mnie pustkami, brakiem restauracji czy kafelki i...czystymi podłogami ;)
I to tyle - wkrótce zobaczycie nasz hotel :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za każdy komentarz :)
Moderowanie komentarzy jest włączone. Wszystkie komentarze muszą zostać przeze mnie zatwierdzone.
Jeśli nie masz konta Google - skorzystaj z opcji Anonimowy.