Pamiętacie niedawną wizytę na ZANZIBARSKĄ PRISON ISLAND ? Zaraz po spotkaniu z żółwiami wsiedliśmy w łódeczki o dotarliśmy do miasta - nie byle jakiego, bo Kamiennego! Stone Town zbudowano w dużej części dzięki skałom wydobytym z morskiej toni. Zanim jednak znajdziemy tego dowody (co za dwuznaczność!) pożegnamy się z portem i naszą popierdółką wodną:
Zaraz potem zerkniemy na dom najsłynniejszego mieszkańca tej wyspy:Znaczy na jego oficjalny dom - bo miał ich podobno więcej i wcale nie jakichś specjalnie bogatych. Niemniej jednak władza tutejsza uznała, że ten akurat trzeba nazwać jego imieniem i profity z tego czerpać ;)
Mnie w sumie bardziej te kable zaintrygowały:
Tym bardziej, że za chwilę okazało się, że po elewacji ciągnie się również...wodę!
Idziemy - za przewodnikiem:Foty robię z tzw. biodra - czyli na oślep udając, że ich nie robię. Nie chcemy problemów ;)
Młodsze pokolenie chyba zna tę metodę:
Jak wiecie niespecjalnie lubię fotografować ludzi - ale tutaj, podobnie jak w KAIRZE , nie mogłem się powstrzymać. Egzotyka mnie jednak prowokuje do takich działań...
Tutaj nawet studzienki kanalizacyjne są ładne:I napotykamy w końcu morskie ślady na murach:
Hitem jednak są drzwi - a zwłaszcza ich estetyka:
Wynika to z faktu, że tutaj niezwykłą uwagę przykłada się do wyglądu drzwi - jako odzwierciedlenie bogactwa owego domostwa. W sumie coś jak u nas wielki telewizor w skromnym pokoiku ;) Zadziwiające szpikulce są podobno nawiązaniem do indyjskiej sztuki tworzenia bram, które nie będą otwierane przez wszędzie wchodzące słonie! I choć słoni tutaj nie ma to owe szpikulce są:
Na koniec najładniejsze drzwi jakie udało mi się zobaczyć:
Mijamy rzymskokatolicką katedrę św. Józefa - całkowicie niefotograficznie wkomponowaną w miejską architekturę:
Szkoda, bo to jeden z najważniejszych zabytków tego wyjątkowego miasta:
Młoda ewidentnie wyczuła moje niecne fotograficzne plany ;)
Docieramy do Targu Niewolników - miejsce owiane mroczną historią, która nie napawa dumą... Tuż obok kościoła......jest pomnik:
By po chwili podziwiać kościół - z zewnątrz:
Od środka:
I co najbardziej przytłaczające - od piwnic. Owe (zbyt niskie jak dla mnie) pomieszczenia służyły swego czasu do przetrzymywania niewolników:
Wilgotno, mroczno, ciasno...
...z małą ilością świeżego powietrza:
O historii tego miejsca można było poczytać:
Tutaj, niczym w kairskim meczecie, kobiecymi nogami niezakrytymi świecić nie można:
Wychodzimy na miasto - w nieco już zapadający zmierzch:
Jedno z pięciu BMW jakie spotkałem na tym urlopie! Wątek motoryzacyjny rozwinę w TYM WPISIE :)
Targ rybny - niezwykła atrakcja i tylko dzięki temu, że mam słaby węch byłem w nim najdłużej!
Ostrzeżony przez przewodnika nie fotografowałem pracujących tutaj kobiet - znaczy podjąłem jedną próbę ale po ich wrzaskach szybko uznałem, że nie chcę oberwać rybą w głowę - lub co gorsza obiektyw ;)
Kurcgalopem przechodzimy do największego tutejszego targu - Darajani Market:
Ale celem końcowym tej eskapady jest wybrzeże morskie i bazar z jedzeniem...
Budowlańcy mają tutaj zadziwiające rusztowania ;)
Młodsze pokolenie chyba zna tę metodę:
Jak wiecie niespecjalnie lubię fotografować ludzi - ale tutaj, podobnie jak w KAIRZE , nie mogłem się powstrzymać. Egzotyka mnie jednak prowokuje do takich działań...
Tutaj nawet studzienki kanalizacyjne są ładne:I napotykamy w końcu morskie ślady na murach:
Hitem jednak są drzwi - a zwłaszcza ich estetyka:
Wynika to z faktu, że tutaj niezwykłą uwagę przykłada się do wyglądu drzwi - jako odzwierciedlenie bogactwa owego domostwa. W sumie coś jak u nas wielki telewizor w skromnym pokoiku ;) Zadziwiające szpikulce są podobno nawiązaniem do indyjskiej sztuki tworzenia bram, które nie będą otwierane przez wszędzie wchodzące słonie! I choć słoni tutaj nie ma to owe szpikulce są:
Na koniec najładniejsze drzwi jakie udało mi się zobaczyć:
Mijamy rzymskokatolicką katedrę św. Józefa - całkowicie niefotograficznie wkomponowaną w miejską architekturę:
Szkoda, bo to jeden z najważniejszych zabytków tego wyjątkowego miasta:
Zachodzimy na kawę w ramach odpoczynku i oczekiwania na tych co weszli do muzeum Freddy'ego. Stwierdzono, że szału nie ma - więc nasza kawa tym bardziej smakowała ;)
Ruszamy na dalszy podbój miasta:Młoda ewidentnie wyczuła moje niecne fotograficzne plany ;)
Docieramy do Targu Niewolników - miejsce owiane mroczną historią, która nie napawa dumą... Tuż obok kościoła......jest pomnik:
Przerażająca symbolika:
Słuchamy opowieści przewodnika:By po chwili podziwiać kościół - z zewnątrz:
Od środka:
I co najbardziej przytłaczające - od piwnic. Owe (zbyt niskie jak dla mnie) pomieszczenia służyły swego czasu do przetrzymywania niewolników:
Wilgotno, mroczno, ciasno...
...z małą ilością świeżego powietrza:
O historii tego miejsca można było poczytać:
Tutaj, niczym w kairskim meczecie, kobiecymi nogami niezakrytymi świecić nie można:
Wychodzimy na miasto - w nieco już zapadający zmierzch:
Jedno z pięciu BMW jakie spotkałem na tym urlopie! Wątek motoryzacyjny rozwinę w TYM WPISIE :)
Targ rybny - niezwykła atrakcja i tylko dzięki temu, że mam słaby węch byłem w nim najdłużej!
Ostrzeżony przez przewodnika nie fotografowałem pracujących tutaj kobiet - znaczy podjąłem jedną próbę ale po ich wrzaskach szybko uznałem, że nie chcę oberwać rybą w głowę - lub co gorsza obiektyw ;)
Kurcgalopem przechodzimy do największego tutejszego targu - Darajani Market:
Ale celem końcowym tej eskapady jest wybrzeże morskie i bazar z jedzeniem...
Budowlańcy mają tutaj zadziwiające rusztowania ;)
Obok sklepów z pamiątkami kompletne ruiny - taka sytuacja...
Ale fakt jest taki, że chyba tutaj jest ich największy wybór. Zatem jeśli kupować to właśnie tutaj!Przy okazji - ciekawostka geodezyjna:
Tudzież motoryzacyjna:I jesteśmy już w rejonie ogrodów Forodhani - gdy zapada noc (a przypominam, że po 18:00 ten proces się zaczyna) miejsce owo zmienia się w wielki bazar...
...z jedzeniem!
Kopcącym, pachnącym, inaczej smakującym:
Oczywiście, że można zjeść wszystko - wygląda niezwykle:
Kotom na bank smakuje:
Ale wolimy skorzystać z bezpiecznej formy jaką oferuje nam przewodnik ;)
I po wygłaskaniu czternastu kotów...
Zjedliśmy lokalną pizzę:
Tudzież motoryzacyjna:I jesteśmy już w rejonie ogrodów Forodhani - gdy zapada noc (a przypominam, że po 18:00 ten proces się zaczyna) miejsce owo zmienia się w wielki bazar...
...z jedzeniem!
Kopcącym, pachnącym, inaczej smakującym:
Oczywiście, że można zjeść wszystko - wygląda niezwykle:
Kotom na bank smakuje:
Ale wolimy skorzystać z bezpiecznej formy jaką oferuje nam przewodnik ;)
I po wygłaskaniu czternastu kotów...
Zjedliśmy lokalną pizzę:
I zupę rybną:
Przynajmniej drogę powrotną będziemy mieli spokojną i żołądki niezmęczone ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za każdy komentarz :)
Moderowanie komentarzy jest włączone. Wszystkie komentarze muszą zostać przeze mnie zatwierdzone.
Jeśli nie masz konta Google - skorzystaj z opcji Anonimowy.