Tegoroczny 1 listopada pogodowo nas nie rozpieszczał - jak to ostatnio bywało...
Z tego też powodu nawet aparatu fotograficznego ze sobą nie zabrałem - i to był błąd. Fotograficzna (niepisana) zasada nr 1 mówi : "zawsze , gdy nie masz aparatu ze sobą to wydarzy się coś co z chęcią byś sfotografował". I tak było tym razem.
Choć nie do końca , bo aparat miała moja siostra :)
A było to tak...
Wyjeżdżamy ze Zgorzelca w pochmurny i posępny ranek. Jedziemy do granicy czeskiej w Zawidowie , bo przez Czechy najbliżej jest do Pobiednej k. Świeradowa Zdroju. Przekraczając granicę już dostrzegamy , że coś na niebie się zmienia. Potem jest już tylko ciekawiej :
Tęcza ma potężne rozmiary - i ładnie kontrastuje z chłodnym i groźnym niebem :
Całą podróż towarzyszy nam to rzadkie (i krótkotrwałe zazwyczaj) zjawisko. Mało tego , na cmentarzu w Pobiednej jest nadal i dodatkowo dochodzi do niej druga :
Cały czas pada drobny deszczyk - jest słońce i potężny wiatr...
Potem wracam tą samą drogą - co ciekawe też z tęczą !!! Następnie jadę do Żar - a tam już tylko marna pogoda...
I to by było na tyle :)
PS. Jeśli kogoś zainteresowały tęcze to TUTAJ JEST zrobiona latem 2009r. w Zgorzelcu - ale z widokiem na Goerlitz. Wersja z widokiem na miasto i w letni poranek :)
Całkiem fajnie ją uchwyciłeś.
OdpowiedzUsuń